with Brak komentarzy

Miałam kiedyś sąsiadkę, która wciąż wzdychała. Bardzo głośno. Trudno było z nią porozmawiać, bo przerywnikiem po każdym zdaniu było hałaśliwe westchnienie. Zdobyłam się na odwagę i zapytałam, dlaczego wzdycha i na dodatek tak często. Odpowiedziała, że nie wie, ale jak tak sobie powzdycha, to czuje się lepiej.

Wiele jeszcze razy spotkałam ludzi wzdychających przy różnych okazjach, np. zakochanych, którzy wzdychają na samo wspomnienie ukochanej osoby, albo tęskniących za czymś/kimś, albo cierpiących, albo zestresowanych, albo znerwicowanych… Wszyscy oni wzdychają zupełnie nieświadomie, po prostu jakoś tak samo im się wzdycha 🙂 I gdyby kogokolwiek z nich zapytać, zapewne odpowiedziałby, że nie wie, dlaczego wzdycha. Odczuwają jakiś wewnętrzny przymus, żeby sobie powzdychać. A i każdy z nas w ciągu dnia parę czy paręnaście razy wzdycha – wydawałoby się – bez przyczyny. Oczywiste jest, że ciało człowieka jest mądre, wie czego potrzebuje, więc i wzdychanie ma sens. Tylko jaki?

Do wzdychania zachęcał Lowen

Być może temat wzdychania zepchnęłabym w mroki niepamięci, gdyby nie moja wielka fascynacja lekarzem psychiatrą Alexandrem Lowenem, który – ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu – zachęcał wszystkich do wzdychania. I nie chodziło mu wcale o to wzdychanie, które samoistnie od czasu do czasu wydobywa się z naszych ciał, a takie świadome, zaaranżowane w określonym celu. Jak Lowen wpadł na to, że warto wzdychać?

Domaga się tego nasza biologia

Alexander Lowen swoje spostrzeżenia oparł na bardzo wnikliwej obserwacji, jak funkcjonujemy na poziomie biologicznym. Naturalną naszą reakcją na wszelkie życiowe przeciwności, niebezpieczeństwa i zagrożenia jest atak, ucieczka lub przyczajenie się, „udawanie, że mnie nie ma”. Stajemy się na pewien czas jakby kameleonami wtopionymi w tło, z nadzieją, że wróg nas nie dostrzeże. Ten „wróg” w naszym ludzkim świecie nie musi być wcale fizyczny. Takim „wrogiem” może być również każda trudna sytuacja, niepowodzenie, poczucie niebezpieczeństwa, itp. W każdej takiej sytuacji nasze ciała zareagują tak, jak zareagowałyby na fizycznego wroga – skuleniem się, zesztywnieniem mięśni, bezruchem, niemalże bezdechem. I wszystko byłoby dobrze, gdybyśmy potrafili od razu z tej sytuacji zesztywnienia wychodzić, czyli otrząsnąć się, rozluźnić całe ciało, przywrócić prawidłowy oddech. Ale nie potrafimy. Nawet nie zawsze wiemy, że sytuacja, którą właśnie przeżyliśmy wywołała w naszym ciele zesztywnienie mięśni i że spłycił nam się oddech. Przechodzimy nad tym do porządku dziennego, ale ciało zbiera takie doświadczenia przez lata. Im więcej takich doświadczeń, z którymi na poziomie ciała nic nie zrobiliśmy, tym bardziej jesteśmy dosłownie sztywni, poruszamy się bez gracji i oddychamy płytko, jak ryba wyrzucona na brzeg. W takim zablokowanym ciele nie mają szansy prawidłowo pracować różne układy, co prowadzi do chorób psychosomatycznych.

Lowen był bardzo oryginalnym i kochającym człowieka psychiatrą. Szukał rozwiązań, które pomogą polepszyć funkcjonowanie całego człowieka, a nie tylko naprawić chorujący „fragment”. Jego odpowiedzią na potrzeby pacjentów, z którymi skutecznie pracował, był zestaw ćwiczeń bioenergetycznych, których wykonywanie pozwalało rozruszać zesztywniałe ciała tak, aby swobodnie krążyła w nich energia. To z kolei umożliwiało prawidłowe funkcjonowanie układów w człowieku, począwszy od trzech układów: mięśniowo-szkieletowego, oddechowego i sercowo-naczyniowego i stopniowo następnych. Lowen, pracując z ciałem, leczył skutecznie choroby psychiczne.

A teraz wróćmy do wzdychania…

Dla Lowena wzdychanie jest bardzo ważnym elementem ćwiczenia oddychania. Trudno jest odpowiednio dotlenić organizm, gdy mamy ściśnięte gardła. A mamy takie na ogół wszyscy, bo od dziecka oczekiwano od nas, abyśmy byli cicho, bo przecież „ryby i dzieci głosu nie mają”, a potem już jako dorośli nie mieliśmy zbyt wielu okazji, by mówić głośno i otwarcie, co czujemy, myślimy, pragniemy. Chodzimy ze ściśniętymi gardłami i szczękami, przez które z trudnością przedostaje się powietrze. Głośne wzdychanie, odpowiednio wykonane, najlepiej prowadzi do rozluźnienia gardła, a więc otwarcia bramy, przez które powietrze może swobodnie dostać się do naszego organizmu. Ale to nie wszystko. Lowen twierdzi, że głośne wzdychanie, do którego można dołączyć pojękiwanie i stękanie, „usuwa zarówno ból, jak i stres”.

Jak to można udowodnić?

Czy to możliwe, aby tak drobna czynność, jak wzdychanie, miała aż tak dobre skutki? Czy ktoś, oprócz Lowena, jeszcze tak uważa i może to udowodnić?

Okazuje się, że w ostatnich latach przeprowadzono kilka badań naukowych, z których wynika, że wzdychanie służy podwójnemu celowi: ułatwia oddychanie i redukuje niepokój związany ze stresującymi sytuacjami.

Reset mają nie tylko komputery

Naukowcy tłumaczą, że wzdychanie działa, jak resetowanie naszego układu oddechowego. Dzięki temu nieprzydatny, a nawet szkodliwy w danym momencie wzorzec oddychania zostaje zastąpiony innym. W ciągu dnia oddychamy w różny sposób, zależnie od potrzeb. Nasz organizm z wielu powodów (naukowcy określają je „szumami” lub „zakłóceniami”) nie potrafi od razu przestawić się na właściwy w danej chwili wzorzec oddychania. Mózg wywołuje wzdychanie, aby zresetować układ oddechowy, a tym samym dostarczyć organizmowi odpowiedniej ilości tlenu i dwutlenku węgla. Można sobie wyobrazić, że westchnienie to przyciśnięcie przycisku „reset” dla naszego układu oddechowego.

Te same badania dowodzą, że wzdychanie ma również swoją emocjonalną stronę. Wzdychanie pobudza obszary mózgu, które odpowiadają za negatywne uczucia, takie jak frustracja, zniechęcenie, rozczarowanie czy smutek i prowadzi do złagodzenia intensywności odczuwania tych uczuć. Co więcej, opróżnieniu i rozluźnieniu – dzięki wzdychaniu – pęcherzyków płucnych towarzyszy uczucie ulgi, następuje natychmiastowa redukcja stresu psychicznego i fizjologicznego.

Więcej o badaniach możesz przeczytać np. tutaj:

https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/22634279

https://www.livescience.com/53953-origins-of-sighing-in-brain.html

i tutaj: Vlemincx E, Van Diest I, Lehrer PM, Aubert AE, & Van den Bergh O (2010). Respiratory variability preceding and following sighs: a resetter hypothesis. Biological psychology, 84 (1), 82-7 PMID: 19744538

Wzdychać można na własne życzenie

Ze wspomnianych wyżej badań wynika jeszcze jeden ważny wniosek. Otóż, ten mechanizm resetowania układu oddechowego jest również skuteczny w kontrolowanej i wyuczonej sytuacji. Oznacza to, że można nie czekać, kiedy mózg uzna, że trzeba zresetować układ oddechowy, tylko od razu sobie powzdychać, gdy znajdziemy się w sytuacji stresującej czy problemowej.

Jak wzdychać, by osiągnąć maksimum korzyści

Zróbmy to tak, jak radził Alexander Lowen, bo przecież przećwiczył wzdychanie na swoich pacjentach:

Przez otwarte usta nabierz jak najwięcej powietrza do płuc i aż do brzucha, a następnie powoli, wciąż przez otwarte usta, z głośnym ahhhhhhhhh wypuszczaj powietrze. Wypuszczaj jak najdłużej. Wydawaj dźwięk tak, aby wzbudzić w gardle rezonans – będziesz miał wrażenie, że mięśnie w gardle wibrują. Nie zrażaj się, jeśli nie uda ci się długo i głośno wydychać powietrza. Próbuj, nie krępuj się dźwiękami, jakie wydajesz. To dla twojego zdrowia.

Może się zdarzyć, że w trakcie takiego wzdychania będziesz miał ochotę płakać. Nie krępuj się. Płacz. Nic tak skutecznie nie uwalnia człowieka od napięć, jak płacz (napiszę o tym oddzielny artykuł).

Już kilka takich porządnych westchnień przyniesie ci ulgę. To działa. Sprawdziłam wiele razy na sobie.

Co za dużo to niezdrowo

Ale pamiętaj, aby nie wzdychać za często lub za dużo, bo zbyt często wywołasz reset układu oddechowego, a żadna sztuczna sytuacja nie służy zdrowiu. Poza tym, łatwo może dojść do hiperwentylacji. Najczęściej są to drętwienia kończyn i zawroty głowy. W takiej sytuacji natychmiast należy przerwać wzdychanie. Jednym słowem, wzdychać należy rozsądnie.

Warto też taką sesję wzdychania zrobić w miejscu, gdzie czujemy się swobodnie, gdzie nikomu nie będziemy przeszkadzać czy narażać się na niepotrzebne pytania bądź uwagi. Jeżeli jesteśmy wśród ludzi i akurat mamy potrzebę, by powzdychać, to wzdychajmy cichutko, żeby nie zmuszać nikogo do wkładania zatyczek do uszu 🙂 Albo wzdychajcie wspólnie całą grupą!

Okazuje się, że moja sąsiadka, która kiedyś tak bardzo mnie denerwowała swoim częstym i głośnym wzdychaniem wiedziała intuicyjnie coś, co psychiatra Lowen odkrył przez lata obserwując swoich pacjentów i co naukowcy stwierdzili w wyniku badań naukowych. Warto zatem zaufać mądrości swojego ciała, które wie, kiedy potrzebuje sobie po prostu powzdychać 🙂

Wzdychajmy zatem na zdrowie!